Chciałybyśmy w terminie spektakularnie odpalić lato i w spokoju zabrać się za jesień, ale zwyczajnie nie ma na to przestrzeni. Energię dzielimy między doszywaniem starego, które kończy się szybciej niż planowałyśmy i szyciem nowego, ale bez naciskania na wypełnione po brzegi szwalnie i na nie mającą oddechu Gosię z naszej pracowni konstruktorskiej.
I chociaż to najlepsza praca pod słońcem i nie wyobrażamy sobie innej, to ilość przeciwności czasem przeważa szalę. W najmniej przewidywalnych momentach kończą się metki z przepisem prania i produkcja musi stanąć lub po raz trzeci wymieniana partia dzianin nie spełnia naszych oczekiwań i czekamy na nową, nie spełniając tym samy założonych terminów.
Wszystko przyjmujemy z pokorą ucząc się szacować ilości produkcyjne i sprawdzać kurczliwość dzianin po stokroć. Niezmiennie licząc na zrozumienie w tej materii, kiedy coś jest później lub jest tego mniej niż zapowiadałyśmy, bo zwyczajnie nie mamy na to wpływu.
Zarzuca się nam życzliwie – bezpośrednio lub między wierszami – że model biznesowy wymaga zmiany, potrzeba przeorganizowania dotychczasowego porządku, agresywnego zwiększenia zespołu i żeby to nasze slow było slow fashion w definicji z kolorowych magazynów, a nie w naszym rozumieniu i nie w naszym własnym podejściu do życia i do szycia w ogóle.
A co jeśli chcemy robić swoje i po swojemu? W swoim czasie, z poczuciem niedoskonałości, ale z pełnym oddaniem? W kameralnym zespole z przestrzenią na błędy i ich budujące naprawianie?
Tyszert to miejsce, w które wkładamy dużo serca. Mamy nadzieję, że zostawicie tu także kawałek swojego.