Dla nas fuksja to coś więcej niż kolor. Trudno w to uwierzyć, bo my w ogóle nie jesteśmy za różem. Trochę to dla nas symbol wyjścia ze strefy komfortu. Bo kiedy tak sobie szyłyśmy w domowym zaciszu po kilka sztuk w czerni, bieli i szarości, przyszedł pomysł, że kolor. Tak, kolor na wiosnę! Róż odpadł w przedbiegach, do granatu jeszcze nie dojrzałyśmy, każda z zieleni była jakaś taka nietwarzowa, więc padło hasło: fuksja! Fuksja jest mocna, silna, stanowcza, konkretna, kobieca. Fuksja ma charakter. Poszukiwania gotowego odcienia zakończyłyśmy na trzydziestym piątym próbniku z jedenastej dziewiarni z grymasem na twarzy, bo każda z próbek nie była ani silna, ani mocna, ani stanowcza, ani konkretna, ani nawet kobieca. Odpuściłyśmy sobie na pół roku mając z tyłu głowy przeświadczenie, że to na bank facet jakiś ciemny róż śmie fuksją nazywać. Ale fuksja wróciła. Wymyśliłyśmy swój odcień, swoją gramaturę i ubrane w pewność siebie, co do zasadności tego przedsięwzięcia, wybrałyśmy się pociągiem do Łodzi. Po sześciu w sumie farbowaniach (w tym czterech bardzo nieudanych) miałyśmy własną dzianinę o kolorze z charakterem. ‘Tak, weźmiemy całą partie. Chcemy na wyłączność. Żeby ta fuksja była tylko nasza. I od razu pójdziemy z nią na szwalnie, bo nam dom tego nie pomieści!’ Zaryzykowałyśmy. Zamroziłyśmy ze strachem wszystkie do tej pory zaoszczędzone środki mając w świadomości fakt, że oznacza to dla nas początek lepszego lub koniec dobrego. I miałyśmy swoją fuksję. I szyłyśmy z niej sukienki. I poznaliśmy masę wyjątkowych dziewczyn, które chciały w nich chodzić. I spływały do nas listy, jak na przykład ten od Marceliny, który do dziś wisi nad naszym biurkiem: “Miałam serię koszmarnych dni, w pracy i w związku, więc trochę na przekór założyłam fuksiarę (nazwa fuksjowej sukienki naszego projektu – przyp.red my). I nie powiem, że odmieniła mi wtedy życie, ale poprawiła nastrój to na pewno. I nie mówię tu o tym, że koledzy z pracy przywitali mnie tego dnia komplementami, ale na pasach jak biegłam do tramwaju jakaś obca kobieta uchyliła okno i krzyknęła – pięknie pani dziś wygląda.’ Od fuksji zaczęło się wszystko co najlepsze. I nie mówimy tu o płynności finansowej jaką nam fuksja na chwilę dała. Mówimy o tym, że zrozumiałyśmy, że warto ryzykować, jeśli się w coś mocno wierzy. Nawet jeśli wydaje się to nierozsądne i szalone, nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że jaka fuksja, kto to kupi, czerwień ok., róż ok., ale że fuksja. Przekraczanie własnych granic (czy to założenie przyciągajacej spojrzenia sukienki, czy rzucenie szczerego komplementu napotkanej przypadkiem dziewczynie, czy inwestycja w własny projekt), otwiera na to, co najlepsze.